Pierwsze pełne morze

‚Nie ma nic, naprawdę nic, co dałoby sie porównać ze zwyczajną włóczęgą łodzią’

Otwarte morze, to zagadka. Każdy początkujący żeglarz marzy by spojrzeć wstecz, naprzód, na boki i nie widzieć nic prócz bezkresu wody. Dla Dobrochny ten moment nastąpił, gdy miała 11 lat. Ronja dumnie wypływała z portu w Świnoujściu, a serce małej żeglarki rwało się ku pomarszczonej tafli na horyzoncie. Żaglówka cięła powierzchnię wody i coraz bardziej oddalała się od brzegu. Minęło kilka godzin, zanim zniknął zupełnie. Dobrochna bezskutecznie wypatrywała znajomych kształtów. Nutka niepewności pojawiła się w jej sercu. Ale już po chwili bez strachu rzuciła się w stronę dziobu, by podziwiać morski świat w pełnej jego okazałości. Budowanie klimatu zniszczyła Mama, która zarzuciła na nią okrutnie niewygodny kapok i przekazała liczne i soczyste ostrzeżenia. Jednak pchnięta ku przygodzie, przyodziana w zbyt duży środek ratunkowy Dobrochna nie pozwoliła się więcej zatrzymywać. Po chwili siedziała już na dziobie i tonęła w bezkresnej czerni Morza Bałtyckiego. Chciwym wzrokiem łapała każdy ruch wody, nie myśląc o niczym, mając w uszach jedynie łopot żagli i chlupot fal. I tak cały żeglarski dzień…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *