Pierwszy sztorm

‚Tak wygląda żeglowanie. Świat wywraca się do góry nogami, a ty wisisz na samiusieńkim brzegu bezdennej przepaści, marzniesz, wstydzisz się i żałujesz, kiedy jest już znacznie za późno, żeś się w ogóle wybrał.’

Sztorm, to wspaniałe przeżycie. Zwłaszcza mały sztormik. Wtedy człowiek czuje, że żyje. Dobrochna musiała się zmierzyć z tym żywiołem w gimnazjum, sama już nie pamięta, ile wiosen miała. Ale pamięta, że najstraszniejsze w sztormie, to bajdewind i siedzenie po zawietrznej. Wtedy włosy dotykają już powierzchni wody, trzeba napinać wszystkie mięśnie, żeby nie zmienić swojego położenia względem wody, a do tego serce podchodzi do gardła. Ze szczęścia i ze strachu. Nie wiadomo, czy delektować się taką chwilą, czy odmawiać pacierz. Ale jest genialnie. Na szczęście jest tata, który swoim stoickim spokojem uspokaja i Dobrochnę. Na łódce Dobrochna ufa mu bezgranicznie. Tak jak w samochodzie. Potem to zaufanie i szacunek ulegają regresowi. By następnie wzrosnąć podczas kolejnej podróży. Taki stosunkowy kierat. Ciekawe…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *